W 2005 roku z przestrzeni miejskiej zniknął jeden z najbardziej rozpoznawalnych, choć nigdy niedokończonych obiektów w mieście. Trzynastopiętrowy biurowiec FSM – opuszczony „straszak”, został wysadzony w efektownej akcji inżynieryjnej. Budynek runął w kilkanaście sekund, kończąc historię jednej z najbardziej charakterystycznych porażek inwestycyjnych epoki PRL w Tychach.
Budowa tyskiej fabryki zakończyła się w 1975 roku. Równolegle z budową zakładu rozpoczęto wznoszenie dużego biurowca, który miał być przeznaczony na administrację. Obiekt miał mieć 13 pięter i stać się centralnym punktem zarządzania największym przedsiębiorstwem motoryzacyjnych w kraju.
Plany jednak pokrzyżowały realia gospodarcze. W latach 80. FSM zaczął tracić płynność finansową i budowę przerwano. Nigdy do niej nie powrócono. Przez kolejne dekady niedokończony kolos niszczał, stopniowo zmieniając się w charakterystyczny, niechlubny symbol przestrzeni wokół fabryki.
W 2005 roku zapadła decyzja o likwidacji obiektu. W jego fundamentach umieszczono materiały wybuchowe, a detonacja doprowadziła do jednego z najbardziej spektakularnych wyburzeń w regionie. Ogromna konstrukcja złożyła się w ciągu kilkunastu sekund niczym domek z kart, wywołując duże zainteresowanie mieszkańców i pasjonatów urbanistyki.
Ciekawostką jest fakt, że niemal identyczny budynek, o jedno piętro niższy, powstał również przy zakładzie FSM w Bielsku-Białej. Tam również nie ukończono inwestycji, a niedokończony biurowiec podzielił los swego tyskiego „bliźniaka”. Został wysadzony trzy lata później.
Czy pamiętacie ten obiekt? A może byliście świadkami samego wyburzenia? Wiele osób wciąż zachowuje zdjęcia, nagrania i wspomnienia z tego dnia.











