W połowie lat 70. przy ulicy Barbary w Tychach zainstalowany został ogromny zbiornik, który przez około 20 lat służył i zabezpieczał mieszkańców naszego miasta. Co się w nim znajdowało, jaki miał wpływ na życie tyszanek i tyszan oraz dlaczego po latach go zlikwidowano?
Zbiornik znajdował się przy tyskiej „gazowni” i był jej własnością. O jego historii opowiada Krzysztof Pacer, który przez wiele lat pełnił funkcję mistrza rozdzielni gazu. – Był to zbiornik retencyjny gazu. Wybudowany został w Tychach mniej więcej w połowie lat 70. W nocy był ładowany, a w dzień, mniej więcej około południa, uruchamiana była maszyna, która toczyła gaz do sieci średnioprężnej. Zbiornik pełnił bardzo ważną rolę w czasach, kiedy sieć była zasilana gazem koksowniczym, otrzymywanym podczas koksowania węgla. W nocy pobór gazu był niewielki, a koksownia pracowała przez cały czas, wypuszczając gaz do sieci. Dlatego trzeba go było gdzieś magazynować. Później w dzień pobór gazu był kilka, kilkanaście razy większy. Wtedy wypuszczaliśmy gaz ze zbiornika do sieci. Dzięki temu zbiornikowi Tychy nigdy nie miały problemów z gazem, takich, jakie były w innych, okolicznych miejscowościach – opowiada pan Krzysztof.
Mieszkańcy mogli często zauważyć, że zbiornik znajdował się… na różnych wysokościach. – Konstrukcja, która była dookoła niego, nie trzymała go, tylko go prowadziła. On po prostu pływał, unosił się. Zbiornik był utrzymywany przez gaz, który był w środku. Kiedy było dużo gazu, zbiornik się podnosił. Kiedy wypuszczaliśmy gaz go do sieci, opadał. Był to typowy MAN-owski zbiornik. Przed wojną były one wszędzie, większość zakładów takie miała – wyjaśnia.
Jak dużo gazu znajdowało się w środku i na jak długo mieszkańcy byli zabezpieczeni w przypadku bardzo dużego poboru? – Zbiornik miał pojemność 40 tysięcy metrów sześciennych, a do użytku było 36 tysięcy. Zawsze musiał zostać zapas, bo jak przychodziło lato i wysokie temperatury, gaz się rozprężał i zbiornik był zbyt pełny. Kilka razy musieliśmy awaryjnie uruchamiać maszynę, która wyrównywała w zbiorniku stan gazu. Na jego szczycie, w tak zwanym dzwonie, znajdowała się zasuwa, widoczna na zdjęciu. To z kolei zabezpieczenie na wypadek, jakby maszyna nie zadziałała. W tym przypadku również kilka razy musieliśmy awaryjnie otwieraliśmy tą zasuwę. Na dnie zbiornika znajdował się „basen” z wodą. Wyżej, trzy człony zbiornika, dzwon i wspomniana zasuwa. Te 36 tysięcy metrów sześciennych wystarczyłoby, żeby przy pełnym poborze, zapewnić mieszkańcom dostęp do gazu na czas 5-6 godzin – tłumaczy Krzysztof Pacer. Na zdjęciu znajduje się on na szczycie zbiornika.
Zbiornik zlikwidowano w połowie lat 90. – Utrzymanie tego zbiornika kosztowało majątek. Była to bardzo kosztowna inwestycja, ale i do pewnego momentu opłacalna. Utrzymanie przestało mieć sens, kiedy do obiegu wszedł gaz ziemny. Utrzymywanie gazu w zbiorniku straciło sens, dlatego ze względu na wspomniane koszta utrzymania, podjęto decyzję o jego likwidacji – dodaje na zakończenie rozmowy. Dziś na terenie rozdzielni gazu pozostała jedna „pamiątka” po zbiorniku – okrągła betonowa podstawa, gdzie znajdował się zbiornik, dziś pełniąca funkcję parkingu.











